Monday, September 10, 2012

Mountains Tour, part I

Witam wszystkich po cudownie spędzonym weekendzie w górach, pełnym wysiłku fizycznego, aktywności i zwiedzania :) Wyjechaliśmy wieczorem w piątek, celem była miejscowość Tylmanowa, czyli w okolicach Szczawnicy. Zaczęliśmy od grilla, a już w sobotę z samego rana wybraliśmy się do Krościenka do parku linowego. Wraz z tatą i z Allem zdecydowaliśmy się na czerwony szlak :D Wszyscy daliśmy radę, a ja gdybym tylko mogła, to znacznie częściej korzystała bym z takiego sposobu rozrywki. Po przejściu dość długiej trasy postanowiłyśmy z Allem odprężyć się na huśtawce, która podniosła nam poziom adrenaliny chyba 5x bardziej, niż park linowy... Przypięli nas do ogromnej huśtawki, wciągnęli jakieś 20 m w górę, jak nie więcej i nagle po prostu puścili. To było naprawdę wspaniałe przeżycie! Jeżeli tylko ktoś będzie miał okazję, to niech korzysta z tego cudu, bo jest niesamowite :) Później wsiedliśmy w samochody i udaliśmy się do wąwozu Homole. Wychodziliśmy powoli na górę, podziwiając po drodze piękne widoki i robiąc zdjęcia... Schodząc w dół robiliśmy w sumie to samo :P Niestety nie zdążyliśmy wjechać wyciągiem na Palenicę, bo się okazało, że jak już wjedziemy, to musimy sami sobie zejść -.- Taa, zamykali już po prostu, a powoli się ściemniało, więc nie było sensu. Poszliśmy na obiad do jakiejś restauracji, gdzie zjadłam całkiem dobrego pstrąga i tonę sałatek, a potem na deser na gofry... Dzień znowu zakończyliśmy grillowaniem :) W niedzielę rano, pojechaliśmy do Szczawnicy, wypożyczyliśmy rowery i pojechaliśmy na Słowację do Czerwonego Klasztoru. Trasa była dość długa, a dookoła były tak piękne widoki, że aż nie mogłam się na wszystko napatrzyć :) Na Słowacji wypiliśmy kawkę, pochodziliśmy trochę, a podczas drogi powrotnej zatrzymywaliśmy kilka razy, by porobić zdjęcia. Niestety gonił nas czas i gdyby nie to, to pewnie spędzilibyśmy tam ładne parę godzin. A śpieszyliśmy się tak, gdyż był to dzień naszego powrotu do domu, a w planach mieliśmy jeszcze ściankę wspinaczkową w Nowym Sączu. No i tak po wycieczce rowerowej pojechaliśmy po nasze bagaże i udaliśmy się już w stronę domu, gdzie zahaczyliśmy o wcześniej wspomniany Nowy Sącz. Nigdy wcześniej nie miałam okazji spróbować wspinaczki po ściance, zresztą jak każde z nas. Ale mogę powiedzieć, że z całą pewnością przy każdej nadarzającej się okazji powtórzę to nie raz! Jest to kolejna rzecz warta poświęcenia czasu i sił. Wspinałam się 3 razy i dotarłam za każdym razem na sam szczyt. A zaczęłam od II levelu, haha niezła jestem ^^ Najtrudniejszy był ostatni, gdzie ściany były już przechylone i wymagało to niesamowitego wysiłku. Ale jestem z siebie dumna, bo mi się udało :) Tylko ja i tata wspinaliśmy się akurat po tej ściance. Mama z Allem zrezygnowały :P Nasza rozrywka trwała ponad godzinę, a później pojechaliśmy na rynek na obiadek i kawę. Tym razem wzięłam spaghetti ze szpinakiem, mniam :D Pochodziliśmy jeszcze chwilę po rynku. Wszystkie misje zostały zaliczone i nadszedł czas, aby wracać do domu... Ten weekend trwał zdecydowanie za krótko! Ale w planach mamy, że być może w październiku zorganizujemy sobie podobną wycieczkę... :) Wstawiam dziś kilka zdjęć, a w kolejnych notkach będę wstawiać następne...


Z parku linowego



Huśtawka z Allem

Ze Słowacji, z mamą i z tatą


I na koniec wspinaczka po ściance


Poza tym, to obecnie siedzę sobie samotnie w Rzeszowie i romansuję z O-chanem... Jutro już do pracy, a pod koniec tygodnia przeprowadzamy się do nowego mieszkania. Mam nadzieję, że dobrze będzie nam się wszystkim razem mieszkać :)
A mnie znowu dopadają mnie dziwne stany i zaburzenia...

Bye.

No comments:

Post a Comment

AddThis