Monday, June 30, 2014

right now. jar of heart.

Jestem naprawdę poirytowana zaistniałą sytuacją. Nie wiem, czy to przykre, czy śmieszne, że nie potrafi się komuś powiedzieć prawdy prosto w oczy, tylko ją omija w każdy możliwy sposób. W sumie... To jest raczej smutne, bo ludzie z którymi kiedyś się dzieliło wszystkie swoje radości i troski, prawie z dnia na dzień mają Cię za nic. Nie chcę się tym nawet przejmować, czy nad tym głębiej zastanawiać, ale na myśl o tym czuć jakiś żal w sercu.

Tydzień temu 24-go czerwca obchodziłam swoje 24 urodziny... Jedno życzenie, w które uparcie chcę wierzyć. Wdzięczna jestem za wszystkie życzenia - te szczere i te nieszczere też. Jednak te, na które czekałam najbardziej po prostu do mnie nie dotarły... Nie wiem, ale może liczę na zbyt wiele. Wciąż siedzi w mojej głowie jeden dzień, wciąż myślami wracam do spojrzeń i kilku chwil. To chore. Wiem, że nikt tego nie popiera, że jestem w stanie poświęcić zbyt wiele...

W tej chwili jestem zmuszona zmienić wszystko. I tylko nie wiem, jaką podjąć najbardziej słuszną decyzję... Nie wiem, czego tak naprawdę jestem w stanie dokonać w tak krótkim czasie. Nie wiem, czy potrafię to wszystko zmienić...



Sunday, June 22, 2014

Milano!

Ostatnio wraz z moim Allem spędziłyśmy 3 wspaniałe dni w Mediolanie we Włoszech. Piękne miasto! Cudownie było się oderwać od wszystkiego tutaj i znaleźć w zupełnie innym miejscu. Oczywiście mamy setki zdjęć. Wstawię na początek tylko kilka z nich...

Ogólnie chyba, tak całkiem będę musiała się znaleźć w innym miejscu. Po części z mojej winy, jednak nie do końca jestem temu winna. Trudno. Zrobię to, co będę musiała. Nie żałuję niczego, bo nic złego nie zrobiłam...

Jeśli dziś nie odbędzie się to, co było planowane, to będę w strasznym, ale to strasznym humorze... I to na długo. Chyba brakuje mi słów, by wyrazić to wszystko...











Wednesday, June 11, 2014

same mistakes

Czas szybko leci, a ja ledwo co się zorientowałam, że jest właśnie mój miesiąc. W sobotę w nocy wyruszamy z moim Allem do Krakowa, a stamtąd na lotnisko i fruniemy na 3 dni do Mediolanu :) Przyda mi się takie zupełne wyrwanie z tutejszej rzeczywistości i z tego, co się dzieje... Może wrócę z nową, lepszą energią. Nie mówię, że teraz jest bardzo tragiczna, ale przydałoby się ją jednak odświeżyć. Mam nadzieję, że dobrze wykorzystamy ten czas :)

Jeśli chodzi o zmiany, to są, ale niewielkie. Powoli, bardzo powoli - do przodu. W końcu jest ktoś, kto mnie budzi z samego rana... Taki mały, wredny, czarny diabeł, a właściwie to diablica. Mała kicia Luna. Nowy członek rodziny. Ostatnio zadziwiam sama siebie. Patrzę na większość rzeczy bardzo pozytywnie. Chociaż niestety nie obywa się też bez tych przykrych aspektów. Ale staram się traktować niektóre z przymrużeniem oka... Nie wolno wierzyć we wszystko, co ktoś mówi. Mimo dobrych chęci tej osoby.

Wracając dzisiaj o 3 nad ranem do domu dotarło do mnie, że zawsze muszę zrobić z siebie skończonego głupca. Mogłam jednak zrobić z siebie jeszcze większego głupca, ale na szczęście mam jakąś wewnętrzną blokadę, która mnie przed tym powstrzymała. Proszę, niech mnie ktoś zabije, albo chociaż czasami przywali mi porządnie w ten łeb.

Nie napiszę czyjego pięknego głosu teraz słucham, bo rodzina by mnie zamordowała. Tylko my z moją Usagi pojmujemy te chore fazy.

Koniec. Dziękuję. Do widzenia.






AddThis