Saturday, December 21, 2013

documentary

You disappeared, dissappeared, disappeared like a mirage... I wszystko inne też. Wciąż się czuję, jakby to był tylko piękny sen. Nie. To się zdarzyło naprawdę. I nie mogę normalnie myśleć, ani normalnie funkcjonować. Nadal tym żyję i nie potrafię się odnaleźć w tej rzeczywistości. To się stało za szybko. Chcę znowu zachłysnąć się tamtym powietrzem, pić z Tobą niezliczoną ilość kawy i śmiać się do utraty tchu. Chcę znowu mieć Cię blisko. Tymczasem zostało mi tylko tęskne czekanie na jakąkolwiek wiadomość i zastanawianie się, czy może po prostu nie dotarła, czy może nie chciała dotrzeć...

Wróciłam. Choć gdybym mogła, to bym tego nie zrobiła. Oczywiście pod moją nieobecność wiele rzeczy musiało ulec zmianie bez mojej zgody. I nikt mnie nie raczył o tym poinformować wcześniej. Przepraszam - raczej zapytać o zgodę! Ja przynajmniej uprzedziłam, że mam jakieś plany (o których nie muszę wspominać) i czego potrzebuję i do chwili, do której weszłam do mieszkania, nadal byłam przekonana, że to mam. Kolejny raz się zawiodłam i kolejny raz zostałam praktycznie z niczym. I nikogo to nie obchodzi, bo każdy myśli tylko o sobie i nagle z dnia na dzień zmienia zdanie... Mnie też to w takim razie nie będzie obchodzić co ktoś sobie wymyślił. Poczekam tylko na lepszy moment, bo mój obecny stan na nic mi nie pozwala.

Wczoraj w końcu zobaczyłam się z moją Iwonką! Oblewaliśmy w licznym gronie jej urodziny :) Później impreza w Kuli i na rynku. Mimo wszystko nie nadaję się za bardzo do takich imprez. A z rynku to już poszłam dość szybkim spacerem do domu. Szybkim, bo momentami prawie biegłam. Było koło 2.00 w nocy i dodatkowo zaczął padać śnieg z deszczem. Choć dla mnie to było raczej jak zamarznięty deszcz, który powoli przenikał przez moje włosy, ubranie... A pech chciał, że miałam na sobie krótkie spodenki, koszulkę i płaszcz, który powinnam raczej nosić na jesień, a nie na zimę. Po 10 minutach nie czułam nic. Tzn. czułam. Czułam, że jestem cała pokryta lodem, a jego spadające nadal z nieba kawałki wciąż próbują przedrzeć się mi przez skórę. Po godzinie (nie)szczęśliwie dotarłam do domu. Gorąca kąpiel. Czas do pustego łóżka. Zapomniałam wziąć tabletek na sen. Znów insomnia.

Dziś się nie ruszam z domu dalej niż do sklepu.

Na koniec dodaję parę zdjęć z moich ostatnich dni w Tokyo. Za każdym razem, gdy je oglądam, to chcę mi się płakać. Jednak w środku jestem szczęśliwa i wdzięczna za te najpiękniejsze miesiące w moim życiu.


Sunshine Aquarium, Ikebukuro








Takashimaya, Shinjuku






No comments:

Post a Comment

AddThis