Sunday, December 08, 2013

miss a thing

Jak pomyślę, że za tydzień muszę wracać do Polski, to serce mi się kraja... Tokyo w świątecznych ozdobach jest takie piękne. Żal mi się będzie z tym rozstawać, z moim S. i wracać do kraju, gdzie teraz pizga złem i gdzie prawdopodobnie nie będę mogła się przyzwyczaić do zimna i umrę z wyziębienia. Będzie mi brakować jazdy pociągiem, sklepów, pysznego jedzenia, tych wszystkich dziwaków wśród których mogłam się czuć swobodnie, tłumów pędzących gdzieś zawsze Japończyków, ulic, klimatu, żółwi budzących mnie rano zaraz po tym, jak S. wyjdzie do pracy... Mogłabym wymieniać w nieskończoność, jednak to nic nie zmieni. Obiecuję sobie, że tu wrócę. Po raz trzeci i może po raz ostatni i może już nigdy nie opuszczę tego miejsca.
Ponad tydzień temu zafundowałam sobie wizytę u fryzjera. Niedaleko Shinjuku w salonie Viva Cute Candy. TUTAJ link, jakby ktoś chciał sobie zajrzeć. Wysiedziałam się ponad 3 h w fotelu, popijając calpis i myśląc o tym, że zaraz nie zdążę do toalety. Pełen profesjonalizm. Z salonu wyszłam zadowolona i z zamierzonym efektem! Co prawda nie mogłam się z początku przyzwyczaić do jasności moich włosów, bo jeszcze takiego koloru nie miałam i z tego powodu poszłam pić, ale ten temat przemilczę...
Również ponad tydzień temu byłam ze znajomym w Yokohamie. Najpierw odwiedziliśmy Chinatown i zjedli tam obiad, a później pojechaliśmy do Landmark Tower. Widok z 69 piętra zapiera dech w piersiach. Wspaniały! Później pojechaliśmy do Gonpachi w Roppongi. Jest to restauracja, w której odbywała się akcja z filmu "Kill Bill". Ciekawe miejsce, niestety jednak pełne zbyt głośnych obcokrajowców.
Wczoraj natomiast byłam w Roppogi Hills w kinie TOHO, na najnowszym filmie "Red returns" (czy jakoś tak). Fajny film, pełen akcji, a jeszcze więcej emocji dodaje mu przystojny koreańczyk! ^^ Później spacer ulicami Roppongi, które zachwycały świątecznymi światełkami i śpiewanie do późnej nocy w karaoke.
Dzisiaj miałam w planach posprzątać w domu, poczytać książkę, a wieczorem grać do upadłego na gitarze. Jednak jedyne co dziś zrobiłam, to wypiłam kawę i poczytałam trochę. Insomnia daje mi się we znaki. Poszłam spać o 5 nad ranem i wstałam około 1 po południu. Nie lubię jak tak się dzieje... Cóż, może gdyby mój S. ukołysał mnie do snu, to bym zasnęła wcześniej, ale niestety wraca dopiero w poniedziałek, zapewne wieczorem albo w nocy. Podejrzewam więc, że dzisiaj jestem zmuszona znów się tak męczyć.
Idę pić kolejną kawę i może spróbuję zrobić coś więcej, niż bezczynne siedzenie.
Mata, ne!
 
 
Chinatown, Yokohama



69th floor, landmark Tower, Yokohama

 


Gonpachi, Roppongi


 
Roppongi Hills

 

 
 
 
 

No comments:

Post a Comment

AddThis