Praca, praca, praca... Nie mam kiedy uaktualnić bloga. Zwykle jak wracam do domu, to jestem albo zbyt zmęczona, albo znajduje inne zajęcie. Właściwie to niewiele uległo zmianie. W piątki zazwyczaj wychodzę potańczyć, no ewentualnie w soboty. Oh. chyba jestem mistrzem w przyciąganiu do siebie nieodpowiednich osób. Jestem wybiórczo antyspołeczna. I właśnie Ci niechciani lgną do mnie jak na pęczki. Jeden za drugim. Cóż... Życie. A ja jestem tak sukowata, że sobie z tego kpię.
Niedługo opuści mnie moja żonka... Ucieknie w dalekie kraje i jeśli nie uda mi się do niej (a właściwie to do nich) polecieć na wiosnę, to zobaczymy się dopiero za rok na święta. Ciężko mi z tym będzie, ale wiem, że teraz wszystko będzie jej się układać jak najlepiej.
W ostatni piątek odwiedziłyśmy Kraków. Oprócz tego mamy masę zdjęć i z Krakowa i z naszego Rzeszowa. A także mam kilka fot z moją rzeszowską familią.
Mam wolny wieczór, więc chyba po prostu obejrzę jakiś serial i będę robić nic. Wybrałabym się do kina, ale nie mam ochoty się ruszać z łóżka podczas deszczu. Jutro ostatni dzień pracy i czeka mnie wolny weekend - czyli siłownia i impreza :D
No to ciao.
I krótka myśl na koniec...
"Nie ścigaj człowieka, który postanowił od Ciebie odejść.
Nie proś, żeby został. Nie błagaj o litość.
On pojawił się w Twoim życiu tylko po to, żeby obudzić w Tobie to, co było uśpione.
Muzykę, z której nie zdawałeś sobie sprawy.
Jego misja jest zakończona. Podziękuj mu i pozwól odejść.
On miał tylko poruszyć strunę. Teraz Ty musisz nauczyć się na niej grać."
No comments:
Post a Comment